-Hej stary!
Zapomniałeś telefonu! - usłyszałem krzyk Erica i zatrzymałem się z dłonią na
klamce. Odwróciłem się w stronę mojego przyjaciela i uśmiechnąłem w
podziękowaniu, kiedy odebrałem od niego moją komórkę.
-Dzięki
stary. - odpowiedziałem uśmiechając się szeroko. - To jeszcze raz, wesołych
świąt.
-Dzięki i
wzajemnie. Przed sylwestrem jakoś się spotkamy? - zapytał wycierając suchą
ściereczką jedną z filiżanek.
-Jasne, że
tak. To ja lecę. Spieszę się.
-Ty zawsze
się spieszysz! - zaśmiał się za moimi plecami i zaczął obsługiwać jedną ze
starszych kobiet.
Wyszedłem z
kawiarni i skierowałem się na przystanek autobusowy, który znajdował się około
200 metrów od mojej pracy.
Więc tak...
opowiem Wam co nieco o tym, co dzieje się aktualnie w moim życiu.
Eric jest
jednym z moich najlepszych przyjaciół. Pracujemy razem w kawiarni od trzech
miesięcy. Te pracę załatwił mi mój wujek - Tak, tata Jamesa. Stwierdziłem, że
muszę zacząć odkładać trochę pieniędzy, chociaż że miałem na koncie jeszcze
sporą sumę, jednak nigdy nic nie wiadomo. W kawiarni pracuję codziennie po
szkole do godziny 18:00. Raptem trzy, cztery godziny dziennie jednak pieniądze
za to wpadają. Eric ma dziewczynę o pięknym imieniu Rosalia. Nieco nie typowe,
ale idealnie do niej pasuję.
-Dzień dobry
pani. - uśmiechnąłem się zajmując miejsce w autobusie obok pani Elli.
-O dzień dobry
Luke! - powiedziała uradowana przytulając mnie na powitanie. - Dziecko drogie,
jak ja cię dawno nie widziałam. Pewnie jesteś zajęty, praca, szkoła...
-Nie jest
najgorzej. - mówiłem wciąż się uśmiechając.
-A u Layli
jak tam? Wszystko w porządku?
-W jak najlepszym.
Pani Ella
jest moją sześdziesięcio paroletnią sąsiadką. Jest dla mnie jak moja babcia,
tylko mniej zrzędliwa. Cóż... taka prawda. Traktuję ją naprawdę jak rodzinę,
ponieważ jest dla mnie ważna. Zawsze, kiedy mam jakiś problem mogę po prostu
pójść do niej, napić się gorącej herbaty i porozmawiać. To wiele dla mnie
znaczy.
-Wesołych
świąt pani życzę. Na pewno z Laylą panią odwiedzimy lada dzień. - uśmiechnąłem
się do niej podnosząc się ze swojego miejsca, kiedy autobus zatrzymał się na
przystanku który mnie aktualnie interesował.
-Oczywiście
dzieci wy zawsze jesteście mile widziani. Ucałuj ode mnie Layle i również wam
życzę wspaniałych, pierwszych wspólnych świąt.
-Dziękuję
bardzo. - powiedziałem i po chwili wyskoczyłem z autobusu. Spojrzałem na zegarek.
18:30. Czas mam nienajgorszy. Rozglądnąłem się wokół i stwierdziłem, że
pójdę w jeszcze jedno miejsca, mianowicie do kwiaciarni.
-Cześć Luke!
- powiedziała z entuzjazmem Chloe. - Czy książę chce dla swojej księżniczki to
co zawsze?
-Jasne. -
uśmiechnąłem się.
-Już się
robi. - pstryknęła palcami i zabrała się do składania bukietu z ulubionych
kwiatów Layli.
-To w tym
czasie opowiadaj, co u ciebie? Michael o ciebie pytał tak na marginesie.-
powiedziałem siadając za ladą tuż obok niej.
Chloe jest
moją bardzo dobrą znajomą. Poznaliśmy się kiedy przyszedłem tutaj kupić kwiaty
dla Layli w jej urodziny. Później stało się to tradycją, a my zakolegowaliśmy
się. Chloe ma 22 lata i jest kompletnie zakręcona. Ma włosy o kolorze ciemnej
wiśni, przeplatane z niebieskimi pasemkami. Jest niesamowitą mógłbym rzec
przyjaciółką i jej jedyną wadą było to, że pali papierosy ze stresu i nerwów.
Chyba nie dziwicie się, że pasuje do Michaela racja?
-Dziękuję ci
bardzo. Widzimy się w sobotę? - zapytałem wręczając jej pieniądze, kiedy
dostałem bukiet do rąk.
-Nie jestem
pewna... może będę pracowała.
-Daj spokój,
nie rozumiem słowa ,,nie".
-Powiedziałam,
że nie jestem pewna.
-To też nie
wchodzi w grę. - zaśmiałem się kierując do drzwi. - Zrób świąteczny prezent
Michaelowi i przyjdź do nas w sobotę. A jak nie to Layla zaciągnie cię siłą.
Nie mogłem
zrozumieć, dlaczego ona odrzucała Michaela. Może nie widziała tego, że
strasznie mu się podobała, ale to było zbyt oczywiste. Te wszystkie ukradkowe
spojrzenia, uśmiechy, przypadkowe dotykanie i tego typu rzeczy chyba świadczą o
zakochaniu racja? Chyba, że się mylę to mi to uświadomcie...
Nawet nie
zauważyłem, kiedy doszedłem do domu. Z wielkim uśmiechem odkluczyłem drzwi i
przekroczyłem próg domu. Tak wiem - z uśmiechem. Ale ja się cały czas
uśmiechałem!
Od razu
poczułem zapach świątecznych potraw i usłyszałem muzykę dobiegającą z kolumn
kina domowego. Ed Sheeran... Czemu mnie to nie dziwi? Od kiedy Layla ma
osobistego laptopa, a ja pokazałem jej tego genialnego wykonawcę, nic innego
nie jest grane podczas mojej nieobecności, a czasem obecności. Chociaż staramy
się dzielić i słuchamy też mojej ulubionej muzyki.
-Dobry
wieczór kochanie. - wyszeptałem do ucha mojej dziewczynie obejmując ją i
składając delikatny pocałunek tuż za jej uchem, a później na szyi do której
miałem idealny dostęp, jako że Layla miała związane włosy w wysokiego koka.
Spojrzałem na danie które przyrządzała i stwierdziłem, że jest to jedna z moich
ulubionych sałatek.
-Dobry
wieczór Luke. - powiedziała odwracając się w moją stronę. Dłonie miała
uniesione na wysokość moich barków, całe brudne od różnych warzyw. Niektóre
pasma włosów opadały na jej czoło więc sprawnym ruchem je odgarnąłem.
-To dla
ciebie. - odparłem wyciągając przed nią bukiet kwiatów. Ona uśmiechnęła się i był
to najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem.
-Dziękuję. -
ucieszyła się i stając na palcach pocałowała mnie w usta, jednak ja
przyciągnąłem ją za talie do siebie i pogłębiłem pocałunek. Zawsze się cieszyła
tak samo wspaniale, chociaż dostawała kwiaty tak często. Sprawiało mi to tak
wielką radość.
-Okej, teraz
idź pod prysznic bo chłopcy przychodzą później. - powiedziała uderzając mnie
szmatką w tyłek. Zapamiętam to.
-Okej, okej.
- uniosłem ręce w geście poddania i skierowałem się do łazienki, która swoją
drogą była naszą wymarzoną.
Więc teraz
opowiem Wam trochę o Calumie, Ashtonie i Michaelu.
Calum jest
tym, do którego mogę pójść po radę i często ustawia mnie do pionu jak mój
ojciec, co jest dziwne bo jesteśmy w tym samym wieku! Nie jest to częste, raczej
tylko w przypadkach kiedy mam jakieś sprzeczki z Laylą - ale o tym powiem Wam
później. A i jeszcze jedno - uwielbiam jego bezczelne komentarze. I to nie jest
sarkazm, serio je lubię bo jest po prostu sobą.
Lubimy razem
wychodzić na piwo i oglądać mecze Liverpoolu w barze. Są to typowe męskie
wypady i cóż... mój mózg może trochę odpocząć, jednak kiedy minie więcej niż
trzy i pół godziny zapala mi się lampeczka, która mówi ,,Layla jest sama w
domu, a dochodzi 23:00". Calum często się ze mnie naśmiewa z tego powodu,
ale to nie moja wina!
Po prostu
się zakochałem.
Jednak
zdecydowanie potrzebuję takich dni, kiedy mogę po prostu wyjść z chłopakami do
klubu czy na mecz piłki nożnej. Na to drugie, to najczęściej z Calem.
W listopadzie
poznał - nie będę oszukiwał - gorącą Latynoskę o imieniu Elena, która
przyjechała do jego szkoły na wymianę. Spędziła tutaj dwa tygodnie, a niestety
biedny Calum się zakochał. Ciężko było nam go przywrócić do życia, jednak na
całe szczęście sam stwierdził, że to było tylko zauroczenie. Jednak lepiej nie
wypowiadać imienia Elena, w jego towarzystwie. Nigdy nic nie wiadomo.
Michael to
ten, z którym najlepiej pali mi się marihuanę. Żartuję! Przecież my nie palimy
marihuany. Ja nic nie pale! No, a Michael w sytuacjach stresowych pali papierosy.
Chyba się nie nabraliście? To był taki żarcik na początek.
Michael,
który przez te cztery miesiące kilkanaście razy zmienił kolor włosów. No cóż,
dziewczynom się to podoba, a przede wszystkim mojej dziewczynie. Nawet nie
wiecie, jak oni się zaprzyjaźnili ze sobą. Dosłownie jak brat i siostra. Pewnie
się zastanawiacie czy nie jestem zazdrosny? Odpowiedź brzmi - nie. Nasz kochany
Michael jest szaleńczo zakochany w Chloe, jak już wspomniałem wcześniej. Ta
dziewczyna imponuje mu dosłownie wszystkim. Gdybyście ich poznali od razu
stwierdzilibyście że są stworzeni dla siebie, chociaż że Michael jest młodszy
trzy lata, ale kogo to obchodzi? Jest wystarczająco dojrzały, żeby być z Chloe.
Szkoda tylko, że ona nie widzi jego starań, albo po prostu nie chce zauważyć.
Jednak obiecuję Wam i sobie, że przed sylwestrem oni będą razem. Dopilnuje
tego.
No i został
nam Ashton. Mój najlepszy przyjaciel. Lepszego nie mogłem sobie wymarzyć i
lepszego bym nigdy nie znalazł. Pomaga mi dosłownie we wszystkim, doradza najlepiej
jak umie i nigdy nie obarcza mnie o coś winą. Kiedy coś mi nie wyjdzie, a niestety
takich rzeczy kilka było, to był tym który mnie pocieszał i pomagał znaleźć jakieś
sensowne rozwiązanie. Mogę mu zaufać i powierzać swoje największe tajemnice.
Nie żebym innym chłopakom nie ufał, broń Boże. Po prostu Ashton... jest
Ashtonem, rozumiecie? Mam nadzieję, nie da się tego wytłumaczyć.
Ale nie
myślcie, że Ash jest typem osoby, która prasuję swoje majtki, co to to nie.
Jest taki sam jak ja, Michael czy Calum. Lubi imprezować, pooglądać mecze piłki
nożnej i po prostu się rozerwać. Jego największą zaletą jest zdecydowanie to,
że zawsze potrafi wszystkich rozśmieszyć, a wadą że narzeka na nasze problemy
miłosne. Ale hej! Poczekajmy aż jego to dopadnie.
-Luke,
chłopcy już przyszli więc jakbyś mógł się pospieszyć... - usłyszałem głos Layli
spod drzwi łazienki. Uśmiechnąłem się tylko i ostatni raz przeglądnąłem w
lustrze, kiedy odświeżony wyszedłem do moich przyjaciół.
-Siema
chłopaki. - powiedziałem i przytuliłem każdego na przywitanie.
-Cześć
stary. Chciałem ci tylko powiedzieć, że porywamy twoją dziewczynę albo
wprowadzamy się tutaj. Też chce żeby u mnie były takie zapachy. - powiedział
Calum wchodząc do salonu. Od razu zajął miejsce na sofie i rozłożył się jakby
był u siebie w domu. Ale to dobrze, chciałem żeby tak się tutaj czuli.
-Ani jedna opcja
ani druga nie wchodzi w grę. - odpowiedziałem i razem z chłopakami i Laylą
dołączyliśmy do niego.
-Jezu Calum,
przecież u ciebie w domu pewnie też pachnie świętami tylko musisz do niego
dojść. - powiedział Ashton sięgając po piernika leżącego na stolę na talerzu.
-Przepraszam?!
- oburzył się Cal. - Chodziłem cały dzień po sklepach, żeby kupić wam prezenty.
Przez resztę
czasu siedzieliśmy po prostu śmiejąc się i rozmawiając, jak zwykle. No
oczywiście nie obyło się bez rewizji naszej lodówki, no ale co mogę poradzić? W
domu ich widocznie nie karmią. Poza tym Michael narzekał, że wszystko mamy
ładniejsze od niego, nawet choinkę co było niedorzeczne, bo była ona wyjątkowo
krzywa. Później wymieniliśmy się prezentami i chłopcy wrócili do domu.
-Kocham was.
- powiedziałem przytulając ich przed wyjściem. - Wesołych świąt.
-My też cię
kochamy Luke. Ogólnie was. - odpowiedział Ashton przytulając mnie i Layle na
pożegnanie, tak jak zrobiła to reszta.
Kiedy wyszli
z mieszkania, upewniłem się że drzwi są zamknięte i usiadłem na kanapie w
salonie włączając kanał mtv. Jakie było moje szczęście, kiedy zobaczyłem że
leci najnowszy teledysk Eda Sheerana? Duże, bo Layla była wtedy taka szczęśliwa,
że nie mogłem się nie cieszyć.
-Proszę zrób
troszkę głośniej. - powiedziała podskakując w miejscu, a ja się zaśmiałem. -
Lukey... dlaczego my nie możemy tak tańczyć? Patrz jakie to romantyczne. -
zasmuciła się siadając na moich kolanach i objęła moją szyję.
-Wiesz...
nie umiem tak tańczyć, ale jeżeli chcesz to możemy przy tej piosence uprawiać
romantyczny seks. - uśmiechnąłem się do niej szeroko, a ona otworzyła szeroko
oczy.
-Nie wierzę,
że to po prostu powiedziałeś. - powiedziała i położyła głowę na moim ramieniu,
tak że czułem jej ciepły oddech na mojej szyi.
-Wiesz, że
żartowałem. - zaśmiałem się.
-Wiem, bo ty
nie lubisz określenia ,,seks".
-To nie
chciałabyś? - zapytałem ze śmiechem.
-Oh Boże
zamknij się już. - odpowiedziała uderzając mnie lekko w ramie i wstała z moich
kolan. Podniosłem na nią wzrok i zlustrowałem wzrokiem jej sylwetkę. Miała
ubrane czarne leginsy i zauważyłem, że ma szczuplejsze nogi niż miała we
wrześniu. Powinienem się tym zmartwić? Raczej nie... nie było to niezdrowe, a
po prostu zaczęliśmy się inaczej odżywiać i mamy inny tryb życia. No dobra,
Layla zaczęła się inaczej odżywiać, bo ja wstępuję do KFC codziennie po szkole
przed pracą. Przepraszam, ale muszę coś jeść.
-Chcesz może
kawy Luke? - zapytała włączając ekspres.
-Nie. - odpowiedziałem
nie spuszczając z niej wzroku.
-Lepiej
czujesz się niż wczoraj? Martwiłam się. - powiedziała ponownie do mnie
podchodząc i przytuliła mnie.
-Tak... -
westchnąłem ciężko. Wczoraj zdecydowanie nie był jeden z najlepszych dni mojego
życia. Ból głowy nie dawał mi żyć, tabletki nie pomagały i jedyne co chciałem
zrobić to zamknąć oczy i spać przez miesiąc. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł
wtedy siedzieć sam w domu, z podłym humorem i czuć się jakbym miał umrzeć. Tak,
miałem obok siebie Layle. Czułem się wtedy bezpieczniej, rozumiecie? Tak jakbym
wiedział, że nic mi nie będzie. Zasnąłem wtedy z głową na jej kolanach, kiedy
ona wciąż gładziła mnie po głowie. To było kojące...
Uwielbiałem
to w nas. Kiedy ja źle się czułem, jak wczoraj, to Layla się mną opiekowała.
Kiedy ona się źle czuła, ja byłem dla niej. Niestety były dni, kiedy miewała
okropne bóle brzucha związane jak wiadomo z okresem. Okej, jestem chłopakiem
ale muszę wiedzieć co robić w takich sytuacjach skoro mam się opiekować moją
dziewczyną. Wtedy po prostu leżałem z nią pół dnia w pokoju i masowałem swoją
dłonią bolące miejsce. Wiem, że to pomagało bo Layla mówiła mi to nie raz.
Kocham się o
nią troszczyć. Kocham budzić się nocy, żeby zobaczyć czy na pewno jest okryta
kołdrą i nie zmarznie. Kocham rano ją budzić do szkoły albo uwielbiam kiedy ona
budzi mnie. Opiekujemy się sobą nawzajem i dlatego tak dobrze to działa.
-Jak było
ostatnio na meczu z chłopakami? - zapytała splatając nasze palce razem.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie o tym dniu i zacząłem jej opowiadać, a ona
słuchała z zaciekawieniem.
Jak już
wspomniałem, potrzebowałem dni kiedy byłem odizolowany od kobiet. Na całe
szczęście Layla to rozumiała i ona też potrzebowała trochę przestrzeni. Kiedy
ja spędzałem czas z chłopakami to ona wychodziła z Chloe i Rosalią lub czytała
książki ze swojej małej biblioteki którą jej zrobiłem i czekała aż wrócę do
domu. Zazwyczaj zastawałem ją śpiącą na jej ulubionym fotelu tuż obok regału z
książkami.
Wiadomo, że
w każdym związku pojawiają się sprzeczki i w naszym również. To jest jak
najbardziej normalne. Czasem ciśnienie jest zbyt wysokie i po prostu musimy dać
upust swoim emocją. Czasem nie odzywamy się do siebie przez jakiś czas, ale to
kwestia kilku godzin jak któreś z nas przyjdzie do siebie i po prostu wpadamy
sobie ramiona.
Po prostu
się kochamy.
-Luke...
chciałabym ci coś dać. - powiedziała niepewnie, jednak po chwili w podskokach
ruszyła do naszej sypialni. Po chwili wróciła z plikiem spiętych kartek. -
Pytałeś mnie kiedyś czy coś piszę... jeżeli chcesz to-
-Oczywiście.
- uśmiechnąłem się do niej i sięgnąłem po rzecz trzymaną w jej dłoniach. Po
chwili znów przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Layla położyła głowę na
mojej klatce piersiowej i przymknęła oczy. Jestem niemal pewny że zaraz zaśnie,
jednak dobrze że jest już w piżamie.
-Więc tak...
Matt i Karen przyjeżdżają jutro w południe, a twoja rodzina wieczorem. -
powiedziała ziewając.
-Okej. -
odpowiedziałem cicho i pocałowałem ją w czoło. - Powinnaś odpocząć. Nawet nie
chce wiedzieć do której wczoraj się uczyłaś, kiedy ja zasnąłem.
-Nie
pytaj...
Z Mattem i
Karen mamy cały czas stały kontakt. Odwiedzamy się regularnie, czyli bardzo
często. Oni są naszymi najlepszymi przyjaciółmi, dzięki którym tak naprawdę
wszystko teraz tak wygląda. Gdyby nie oni, nie miałbym gdzie mieszkać, nie
znałbym chłopaków i nie byłbym teraz z miłością mojego życia. Pod koniec
października okazało się, że spodziewają się dziecka i od razu zapowiedzieli,
że ja i Layla będziemy rodzicami chrzestnymi. No cóż... super!
Z moją
rodziną też utrzymuję kontakt. Odwiedzają nas czasem w weekendy. Najczęściej
rodzice Jamesa, babcia z dziadkiem rzadziej. Jednak cieszę się za każdym razem
kiedy ich widzę. Rodzina jest bardzo ważna i nie wyobrażam sobie tego, gdybym
był sam.
Co do rodziców...
nie utrzymujemy kontaktu i nigdy nie będziemy. Ale wiecie co? Nie potrzebuje
ich. Może to okropne, że tak myślę ale tak jest. Lepszej rodziny niż mamy nie
mógłbym sobie wyobrazić. Są to oczywiście wszystkie osoby wymienione powyżej.
Popatrzałem
na Layla i uśmiechnąłem się stwierdzając, że się nie myliłem. Zaśnięcie zajęło
jej dosłownie dziesięć minut. Ale wierzcie mi, rekord to to nie jest.
Wyłączyłem pilotem telewizor i powoli wziąłem Laylę na ręce i skierowałem się z
nią do sypialni. Ułożyłem ją na pościeli, która pachniała kokosem - zapachem
który tak bardzo kochałem- i szczelnie okryłem kołdrą. Poszedłem do łazienki
przebrać się w wygodniejsze ubrania, pogasiłem wszędzie światła i wróciłem
tylko do salonu po dzieło które napisała Layla. Pisała je przez kilka miesięcy,
od początku wakacji, a ja jestem strasznie ciekawy co ona ciekawego napisała.
Może to jakieś opowiadanie? Praca psychologiczna? Nie mam pojęcia.
Wdrapałem
się na łóżko i zapaliłem małą lampkę. Okryłem się do połowy kołdrą i spojrzałem
na Layle. Uśmiechnąłem się do siebie widząc jak moja dziewczyna przytula do
siebie misia, którego dostała ode mnie.
Chwila...
czy ja powiedziałem moja dziewczyna? I mówiłem tak cały czas? O mój boże, Layla
by mi tego nie wybaczyła. Muszę to sprostować... moja narzeczona.
Tak wiem, co
możecie pomyśleć ale ja ją naprawdę kocham! Co z tego, że mamy po osiemnaście
lat. Ja już wiem, że to jest kobieta mojego życia.
Oświadczyłem
jej się w kawiarni w której pracuję. Eric pomógł mi przygotować wszystko, żeby
było jak najromantyczniej, Michael pomógł z wyborem pierścionka a Ashton po
prostu mi podpowiedział, czy to na pewno dobry pomysł.
Na początku
Layla była zszokowana, ale ze łzami w oczach powiedziała ,,tak".
Rozumiecie? Powiedziała ,,tak"! A ja już nie mogę doczekać się dnia, kiedy
zostanie moją żoną.
Później dużo
o tym rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że ślub weźmiemy za około cztery, pięć
lat. I to jest po prostu wspaniałe.
Z uśmiechem
otworzyłem pierwszą stronę i wczytałem się w moją lekturę.
W tamtym
momencie, jeżeli ktoś by widział emocje na mojej twarzy nie wiedziałby o co
chodzi.
Czytałem
prace Layli do czwartej nad ranem. Podczas czytania tego płakałem, śmiałem się,
przytulałem Layle do siebie i szeptałem jej że ją kocham chociaż ona spała i
nie miała nawet o tym pojęcia.
Byłem po
prostu zszokowany.
-Tak bardzo
Cię kocham słońce. - powiedziałem przytulając ją do swojego boku, a po moich
policzkach spłynęły łzy. To były łzy wzruszenia i szczęścia.
Historia
opowiadała o dwóch nastolatkach.
Chłopaku i
dziewczynie, którzy byli samotni i skrzywdzeni, a jedyne czego potrzebowali to
miłość.
Byli
zmuszeni to przebywania w swoim towarzystwie, co nie wydawało im się dobre,
jednak później wszystko się zmieniło.
Historia o
miłości, która przezwycięży wszystko.
Historia o
miłości, która jest silniejsza niż wszystko.
To była
nasza historia.
Koniec.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mamy więc
epilog…
Nie wecie
nawet, jakie emocje mną targają. Chciałam podziękować wszystkim osobą, które
czytały historię Layli i Luke’a, wszystkim osobą które komentowały. Dziękuję za
te wspaniałe słowa i zainteresowanie. Naprawdę, znaczy to dla mnie wszystko.
To
opowiadanie traktuje jak moje dziecko i bardzo, bardzo je kocham, więc się nie
dziwcie hahaha :D
Na koniec
chciałam podziękować Klaudii. Dziękuję Ci z całego serca, za to że mnie
namówiłaś i pomagałaś, za to że sprawiłaś, że uwierzyłam trochę w siebie :”)
Bardzo Ci dziękuję.
Ostatnia
sprawa… Chciałabym prosić KAŻDEGO, kto kiedykolwiek czytał to opowiadanie o
skomentowanie epilogu choćby jednym słowem. Jestem ciekawa ile osób czytało to
ff, więc bardzo, bardzo proszę.
Więc Layla i
Luke mówią żegnajcie, a ja mówię do zobaczenia. Może kiedyś się jeszcze
spotkamy. :”)