9/28/2014

Zaproszenie :)

Chciałam Was serdecznie zaprosić na bloga o One Direction i 5 Seconds of Summer, którego czytam i bardzo przypadło mi do gustu. Pisze go moja naprawdę dobra koleżanka, która sama namówiła mnie do publikowania mojego opowiadania (10000000 krotne dziękuję). Oto link ----> http://long-way-home-ff.blogspot.com/
Wiem, że macie wspaniałe serduszka i również tam zajrzycie bo naprawde warto! : ) 



Rozdział 5

Wstał wcześnie rano, żeby zastać swoich rodziców w domu. Około siódmej rano wykąpany zszedł do kuchni. Wszyscy jeszcze spali, ale nie był przez to zdziwiony. Zrobił sobie śniadanie i wyszedł na taras. Pierwszy raz mógł zjeść śniadanie w tym miejscu, bo zawsze przesiadywali tutaj jego rodzice. Gdy przechodził przez salon zauważył mnóstwo akcesorii z festiwalu, który odbywał się w Sydney. Odrazu dowiedział się, że to tam musieli spędzić wczorajszy cały dzień i pół nocy. Był zawiedziony bo jeszcze rok temu, uczestnictwo w jednym z największych festiwali muzycznych było tradycją tej rodziny. W sumie dalej jest, tylko bez Luke'a. Od trzech lat występował na tamtej scenie w konkursie talentów. To już niestety nie wróci. 

-Dzień dobry. - usłyszał głos za swoimi plecami i powoli odwrócił się w tamtą stronę. Zobaczył osobę, której akurat teraz nie chciał widzieć. Nie słysząc żadnej reakcji ze strony chłopaka, dziewczyna wróciła do kuchni, jak się później okazało po swoją kawę zbożową. Usiadła na krześle na przeciwko niego w siadzie skrzyżnym. Złapała kubek w dłonie i zaczęła ostudzać wrzątek. 

-Czemu tak wcześnie wstałeś ? - zapytała ziewając. Chłopak tylko przewrócił oczami i dalej jadł przyrządzone musli.

-Tobię mogę zadać to samo pytanie. - odpowiedział z przekąsem. - To nie ja wróciłem w środku nocy.

-Głupio wyszło z tym całym wyjazdem. Twoi rodzice powiedzieli, że do ciebie zadzwonią. - odpowiedziała lekko zawstydzona. Luke tylko się zaśmiał pod nosem. 

-Nie obraziłbym się gdybyście mnie zabrali. 

-Luke... ja o tym nie decydowałam. Gdyby tak było ... 

-Gdyby tak było to co ? - zapytał zaciekawiony.

-To bym cię z chęcią zabrała. - powiedziała patrząc w kubek. 

-Szczególnie po tym co ci wczoraj zrobiłem. - powiedział również speszony chłopak. Atmosfera wokół była coraz bardziej uciążliwa dla obojga. Chłopak spojrzał na nadgarstek dziewczyny i zauważył fioletowe pręgi. Były ledwo widoczne, ale jednak były i to on jej zrobił krzywdę. 

-Chciałem cię przeprosić... za wczoraj. - powiedział.

-Daj spokój... to nic. - odpowiedziała dziewczyna naciągając bardziej rękawy szlafroka.  - Mogłam nie wtrącać się w nie swoje sprawy, ja też przepraszam. - powiedziała. Nie chciała jeszcze bardziej denerwować blondyna, ale chciała coś powiedzieć na temat jego znów zabandażowanych nadgarstków. Doskonale wiedziała, że rany są świeże, bo w niektórych miejscach bandaż przesiąkł krwią. Gdy Layla zdała sobie prawe, że za długo wpatruj się w opatrzone rany chłopaka, od razu potrząsnęła głową. Chcąc jak najszybciej przestać o tym myśleć, starała się zająć myśli czymś innym.

-Przypomniałam sobie coś. - powiedziała i ruszyła do salonu. Chłopak zrobił zdziwioną minę, ale nie zajęło mu zbyt długo ponowne zainteresowanie się jedzeniem, dopóki ponownie nie przerwała mu dziewczyna.

-Mam coś dla ciebie. - powiedziała, a chłopak się zadławił swoim jedzeniem. Dusił się tak bardzo, że brunetka musiała ruszyć mu z pomocą w postaci uderzeń po plecach. 

-Wszystko w porządku ? - zapytała, a on tylko obdarzył ją jednym spojrzeniem. 

-Tak - skinął lekko głową. 

-Mam dla ciebie bluzkę. - powiedziała Layla  z uśmiechem rozkładając ją w powietrzu. 

-Jak dla mnie ? - zapytał z niedowierzaniem.

-Normalnie. Kupiłam wczoraj  na festiwalu. Mam taką samą. Ale jak ci się nie podoba to nie ma sprawy. - powiedziala kładąc ją na stole. Ponownie zajęła swoje miejsce i wpatrywała się w kawę.

-Fajnie, że o mnie pomyślałaś... dziękuje. - powiedział zszokowany ale z drugiej strony niesamowicie szczęśliwy, że ktoś o nim pomyślał. 

-Będziesz miał coś kolorowego w szafie. - uśmiechnęła się.

-Ej , ale ja przecież mam kolorowe ubrania. - odpowiedział z oburzeniem chłopak. 

-Ich nigdy za wiele. - zaśmiała się dziewczyna, jednak widząc spojrzenia blondyna od razu spoważniała. 

Kiedy między tym dwojgiem zapanowała cisza, Luke zaczął zastanawiać się jak on wytrzyma z Laylą tutaj do końca wakacji. Ta dziewczyna była strasznie irytująca i denerowowała go swoim zachowaniem i często bijącą od niej radością. Jedno jest pewne. Pierwsze lody zostały przełamane i teraz może być tylko lepiej... lub gorzej. 

*

Rodzice Luke'a wyjechali wczoraj wieczorem. Zostawili im tylko potrzebne pieniądze i zostawili samych sobie. Sytuacja była o tyle trudna, że blondyn z brunetką nie za dobrze się dogadywali. Można powiedzieć, że od czasu do czasu zamienili ze sobą kilka zdań, ale na tym się kończył ich kontakt. 

Dziewczyna leżała na łóżku w swoim tymczasowym pokoju i słuchała jednej z płyt, które kupiła za pierwsze zarobione pieniądze. Lubiła tak poleżeć i sobie pomarzyć. Z lekkim uśmiechem wyobrażała sobie, jak spędza czas ze swoimi rodzicami, przedstawia im swojego chłopaka... szkoda tylko, że nie miała ani rodziców ani chłopaka. Jednak nigdzie nie jest zapisane, że nie można marzyć. 
Skończyła jednak to robić, żeby się za bardzo nie zdołować. Zaczęła zastanawiać się nad sytuacją z Luke'iem. Czasem miała wrażenie, że gdzieś tam w środku kryje się chłopak, który naprawde może być w porządku. Jednak skorupa pod jaką się skrywał, była strasznie gruba. Musiał przeżyć w swoim życiu jakiś koszmar, który dalej przeżywał. Wydawało jej się, że raz w nocy słyszała dochodzące ciche szlochanie z jego pokoju, kiedy szła do łazienki. Jednak stwierdziła, że nie jest to zbytnio możliwe. Chłopak nigdy nie okazywał żadnych uczuć. Nawet nigdy nie widziała jego uśmiechu. Ktoś musiał go skrzywdzić w jakiś sposób. Dziewczyna chciała mu pomóc, ale nie miała pojęcia jak. Nie wiedziała nawet, co spowodowało takie zamknięcie się w sobie blondyna.

Wstała z łóżka i wyłączyła płytę. Stwierdziła, że wyciągnie Luke'a z domu, żeby spędzili troche czasu razem. Kiedy wyszła z pokoju cała pewność siebie ją opuściła. Zapukała lekko do jego drzwi. Kiedy nie dostała żadnej odpowiedzi, zrobiła to ponownie tylko głośniej. Znowu odpowiedziała jej głucha cisza. Layla od razu zaniepokoiła się, że chłopak mógł sobie coś zrobić lub mogło mu się coś stać. Nie pewnie otworzyła drzwi od jego sypialni i weszła do środka. Zobaczyła na łóżku leżącego na boku chłopaka, tak że był skierowany w jej stronę. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła spokojnie unoszącą się nagą klatkę piersiową blndyna. Cofnęła się o kilka kroków, żeby wyjść z pokoju, jednak zatrzymał ją głos Luke'a.

-Co chciałaś ? - zapytał mocno mrużąc oczy. Jego głos był bardzo słaby i nie dało się wyczuć jakiejkolwiek złośći.

-Chciałam cię wyciągnąć z pokoju. Żebyśmy poszli się troche przewietrzyć. - powiedziała po cichu. - Ale śpij, przepraszam. - powiedziała i wyszła z pomieszczenia. Skierowała się do kuchni, żeby nalać sobie soku do picia. Była zestresowana całą tą atmosferą, która panowała w tym domu. Usiadła przy blacie i zaczęła oglądać jakieś magazyny, które zostawiła mama chłopaka. Po kilkunastu minutach zobaczyła blondyna schodzącego po schodach. Uśmiechnęła się widząc , że ma ubraną bluzkę, którą od niej dostał. W dodatku ona miała dziś ubraną identyczną, tylko mniejszą... Chłopak wyciągnął z lodówki sok w szklanej butelce i napił się jednego małego łyka, po czym obdarzył ją spojrzeniem. 

-To co? Idziemy? - zapytał

-Jasne. - odpowiedziała szybko, żeby chłopak się czasem nie rozmyślił. Ubrała szybko trampki i była gotowa do wyjścia. Blondyn wziął gitarę i razem wyszli z domu. Wspólnie stwierdzili, że pojdą posiedzieć na pomoście. Właściwie zadecydowała Layla, bo Luke mało się odzywał. Usiedli na końcu pomostu wpatrując się w lśniące jezioro. Layla oplotła rękoma kolana, a Luke w siadzie skrzyżnym ułożył wygodnie swoją gitarę, żeby zacząć wygrywać jakąś melodię. 
Siedzieli w ciszy przez bardzo długi czas. Żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę. Layla miała wrażenie, że chłopak kilka razy starał się zacząć konwersacje, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Czekała na moment w którym w końcu sie przełamie, aż w końcu nastąpił. 

-Ciężko się ze mną mieszka, prawda ? - zapytał poważnie. Dziewczyna nie wiedziała co ma odpowiedź, bo tak na prawde nie do końca tak uważała.

-Nie prawda. - powiedziała po chwili. Chłopak tylko uśmiechnął się ironicznie i pokręcił głową
.
-Prawda... - westchnął - Kiedyś taki nie byłem. Wszystko zmieniło się w ciągu tych paru miesięcy. Nie chce cię wdrążać w ten temat. Na razie nie. Ale wiedz, że stało się coś, co wywołało u mnie załamanie psychiczne. A moi rodzice zamiast mi pomóc, kompletnie mnie olali. Więc to się jeszcze bardziej pogłębiło. Dlatego jestem jaki jestem i nic na to na razie nie mogę poradzić. - dziewczyna słuchała go uważnie, chcąc zapamiętać każde jego słowo. Chłopak bardzo skupiał się na tym, co mówił, żeby nie powiedzieć nic za dużo. - Nie mam nikogo i tak na prawde na niczym mi nie zależy. Dlatego taki jestem w stosunku do ciebie. Za co cię przepraszam. - powiedział i brzmiało to na prawde szczerze i od serca.
 Dziewczyna spuściła tylko wzrok i zastanawiała się, co ma odpowiedzieć. Spojrzała na jego dłoń, która spoczywała na kolanie, lekko zaciśnięta w pięść. Brunetka powoli sięgnęła po nią i bardzo delikatnie ujęła. Zszokowany chłopak spojrzał z szeroko otwartymi oczami na ich dłonie, które teraz lekko się obejmowały i nie wiedział, czy powienien cofnąć ręke, czy też wręcz przeciwnie. Zdecydował się na drugą opcję i delikatnie ujął jej palce. Layla palcami pogładziła wnętrze jego dłoni, a drugą ręką pogłaskała zabandażowany nadgarstek. 

-Nie rób tego więcej, proszę. - powiedziała rysując nieznane nikomu znaki na opatrunku.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak więc mamy rozdział 5, sytuacja nieco nabrała kolorów zobaczymy czy dalej wszystko będzie szło w dobrym kierunku :D Zadecydowałam, że rozdziały będą się pojawiały w ŚRODY i NIEDZIELE, to mi bardzo ułatwia sprawę : ) 
Wciąż obawiam się, że Was zawiodę tym bardziej że piszecie do mnie tak miłe słowa, za co BARDZO, BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ!
W każdym bądź razie moja siostra przeczytała wszystko co mam napisane i powiedziała, że nie będziecie zawiedzeni no ale kto wie. 

Osoby które przeczytały, naprawde proszę o komentarz, nawet tak najmniejszy, maciupeńki, tyci. To dla mnie ważne.

Dziękuję wszystkim za wszystko, za komentarze, miłe słowa i w ogóle jesteście wspaniali! 

P.S Osoby które chciałyby, a nie są informowane na twitterze niech napiszą w komentarzu : ) 


9/24/2014

Rozdział 4

-My idziemy do Karen i Matta. Wrócimy późnym wieczorem. - powiedziała Liz do siedzących w salonie Luke'a i Layli.
 Będzie to prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy zostaną sami na dłużej. Tym bardziej, że Luke'owi znudziło sie przesiadywanie u niego w pokoju, więc teraz siedział w salonie z gitarą na kolanach. Nawet nie zareagował na to, co mówili rodzice tylko wsłuchiwał się w dźwięki instrumentu. Layla odpowiadała za nich oboje. Po kilku dniach Luke stwierdził, że musi jakoś zaakceptować dziewczynę, bo jego rodzice nie zmienią zdania. Nie miał nawet okazji ani ochoty z nią rozmawiać, bo zarówno on jak i ona unikali siebie jak ognia. Gdy rodzice wyszli z domu, dziewczyna zajęła miejsce obok chłopaka. Nie zwracał on na nią praktycznie uwagi tylko był zajęty swoją najcenniejszą rzeczą jaką posiadał. Po kilku minutach spojrzał na dziewczyne, która wpatrywała się w telewizor wiszący naprzeciwko nich, w dodatku wyłączony. Nie chciał wyjść na aż takiego chama i chciał zacząć rozmowę, ale nie wiedział jak i na jaki temat. Westchnął zrezygnowany i porzucił ten pomysł. Poprawił się na swoim miejscu i ściągnął z ręki bransoletki, które po tak długim czasie noszenia zaczęły mu ciążyć. Nie zaracał uwagi na ,,ukradkowe" spojrzenie dziewczyny w tym kierunku, bo nie interesowało go co sobie pomyśli. Spojrzał na telewizor i przyszedł mu do głowy jakiś pomysł, żeby zagłuszyć tą ciszę i znaleźć zajęcie dziewczynie. 

-Chciałabyś może zagrać w coś na playstation ? - powiedział i sam nie poznał swojego głosu. Przez to, że nie odzywał się caly dzień nie był on w ogóle normalny. Od razu sięgnął po szklankę ze swoim sokiem pomarańczowym.

-Tak nie za bardzo umiem w cokolwiek grać. - powiedziała również zdziwiona tym, że chłopak zabrał głos, ale też lekko speszona. Luke przewrócił tylko oczami i zabrał się za włączanie sprzętu. Gdy uruchomił grę usiadł koło dziewczyny i dał jej do rąk dżojstik. 

-Strzałkami chodzisz, kólkiem strzelasz z łuku, krzyżykiem robisz unik, a trójkątem używasz miecza. - pokierował ją, biorąc gitarę z powrotem na kolana. Ponownie usiadł w wygodnej pozycji i zaczął wygrywać melodię. Dziewczyna się nie odezwała, tylko próbowała wykonywać jego polecenia. Przez dobre piętnaście minut starała sobie poradzić z grą, czym rozbawiła chłopaka, ale nie dał tego po sobie poznać.

-Masz coś prostszego ? - zapytała odkładając sterownik na szklany stolik.

-To było najprostsze co znalazłem. - powiedział nawet na nią nie patrząc. Nie był przyzwyczajony to obcowania z ludźmi w ostatnim czasie. Dla niego mogłoby ich w ogóle nie być.

-Szkoda. - powiedziała i odwróciła się w jego stronę.
 Czuł na sobie jej spojrzenie, ale nie miał zamiaru obdarzyć jej jakimkolwiek spojrzeniem. - Ty się kiedykolwiek uśmiechasz ? - zapytała podpierając głowę na łokciu, który swobodnie leżał na zagłowku kanapy. Był zaskoczony tym pytaniem i kompletnie wytrąciło go z jakiejkoliwek równowagi psychicznej. 

-Skąd to pytanie ? - zapytał ukradkiem na nią spoglądając. 

-Po prostu... wyglądasz na sympatycznego chłopaka. - powiedziała niepewnie. - Czemu to robisz? - zadała drugie pytanie, wskazując na jego nadgarstek. Chłopak tylko wzruszył ramionami.

-Widocznie mam do tego powody, a ty jesteś strasznie ciekawska. - powiedział odwracając głowe w jej stronę. Niekontrolowanie spojrzał w jej oczy, w których dosłownie na dwie sekundy zatonął. Miały odcień ciemnego brązu i bił z nich nienaturalny blask. Chłopak szybko odwrócił głowę, prawie niezauważalnie nią potrząsając. Zapanowała niezręczna cisza, która w ich wypadku była sytuacją na porządku dziennym. Było słychac tylko cichutkie pobrzękiwanie gitary. 

-Zawsze wygrywasz smutne melodie... -zamyśliła się dziewczyna. - Obojętnie, kiedy byś nie grał. 

-Może powiesz w końcu to, co masz na myśli. - powiedział lekko naburmuszony chłopak.

-Chodzi mi o to, że jesteś strasznie zamulony, przygnębiony i smutny. Wygrywasz same smętne piosenki, w dodatku się samookaleczasz. - wyjaśniła bardzo odważnie dziewczyna. Luke słysząc ostatnie spostrzeżenie odrazu się spiął, gotowy zaatakować brunetke jakąś niemiłą ripostą. - Nie mogę tego zrozumieć. Masz przecież wspaniałych rodziców, prawdziwy dom, na pewno przyjaciół. Twoi rodzice mówili mi, że robisz ze swojego życia problem. Na prawdę nie wiem, jakie musisz mieć powody, żeby zachowywać się w taki sposób. - skończyła wstając ze swojego miejsca. Chłopak odrazu zrobił to samo i ze złością złapał ją za nadgarstek, kiedy chciała odejść. Gwałtownie odwrócił ją w swoją stronę i patrząc jej w oczy chciał przekazać całą swoją złość. 

-Posłuchaj mnie uważnie! - powiedział zacieśniając trochę bardziej uścisk. - Nic nie wiesz o moim życiu! Możesz sobie wierzyć w to, co oni wygadują, ale nie długo sama się przekonasz jacy są! A to co robie ze swoim życiem to nie twój zasrany interes! - krzyknął ostatni raz i puścił jej nadgarstek.
 Layla od razu usiadła z powrotem na kanapie rozmasowując obolałe miejsce, a po jej policzku spłynęła samotna łza. Luke prychnął pod nosem uważając, że chce go wziąć na litość i poszedł odrazu do swojego pokoju. 

*

Gdy Luke rano się obudził, od razu przypomniał sobie o wczorajszym incydencie z Laylą. Nie przepadał za nią, ale miał niemałe wyrzuty sumienia, że ją tak zaatakował. Przemyślał wszystko i stwierdził, że Layla w ogóle go nie zna i nie może znać całej jego historii. A to, że jego rodzice nagadali jej jakiś głupot to całkiem inna sprawa i nie jej wina. Ślamazarnie podniósł się z łóżka i spojrzał na zegarek. Wskazywał godzinę trzynastą, więc był przekonany, że wszyscy juz są od dawna na nogach. Zszedł powoli na parter i niemałe było jego zdziwienie, kiedy nikogo nie zastał. Wyjrzał przez okno, żeby zobaczyć czy jest samochód, ale go rownież nie było. Wrócił na piętro żeby wykonać poranną toaletę i  z powrotem skierował się na parter. Stwierdził, że wykorzysta okazję samotnego pobytu i spokojnie odpocznie na świeżym powietrzu. Wyszedł na werande w celu zajęcia miejsca na jednym z leżaków, ale zobaczył że pani Karen jest na dworzu z jakimś małym dzieckiem. Luke stwierdził, że podejdzie do niej i dowie się, gdzie podziali się jego rodzice i feralna dziewczyna. 

-Dzień dobry. - powiedział o dziwo z uśmiechem. - Cześć mała. - zaśmiał się kucając przy dziewczynce. 

-Dzień dobry. - powiedziała poważnie pani Karen. - Pomóc ci w czymś ? - zapytała niezbyt przyjemnym tonem. Chłopakowi lekko zrzędła mina, ale podniosł się do pozycji stojącej i skierował się do sąsiadki. 

-Chciałem tylko zapytać, czy wie pani może gdzie są moi rodzice i ... Layla ? - zapytał bawiąc się swoimi palcami u rąk. Nie wiedział czemu odczuwał zdenerwowanie, ale coś wzbudzało niepokój w zachowaniu tej z pozoru miłej kobiety.

-Tutaj ich nie ma. Pojechali gdzieś z samego rana. - powiedziała. - Nie dziwię się, że cię zos... - nie dokończyła bo za chwilę przyszedł jej mąż, który gwałtownie podszedł do chłopaka.

-Czego tutaj szukasz? - zapytał ze złością.

-Chciałem tylko o coś zapytać. - odpowiedział chłopak. Nie miał pojęcia co tak podziałało na ludzi, którzy byli pierwszymi osobami do których się uśmiechnął w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

-Nie chce cię tutaj widzieć. - powiedział. - Wydaję mi się, że możesz sobie sam poradzić. - usłyszał i już stracił ochotę na jakikolwiek wypoczynek na świeżym powietrzu.



Leżał na swoim łóżku przykryty kołdrą i czekał aż reszta mieszkańców wróci do domu. Dochodziła już godzina dwudziesta druga. Nie było ich cały boży dzień i nawet nie miał z nimi żadnego kontaktu. Może i ludzie myśleli, że nie posiada on żadnych uczuć, ale tak na prawdę martwił się. Zaciągnął się cichym szlochem i przesunął nadgarstki na wysokość swojej twarzy. Przejechał palcami po świeżych ranach, a po jego policzku spłynęła jedna, samotna łza. Nienawidził w sobie tego, że był taki słaby i nie mógł sobie z niczym poradzić. W ludziach nienawidził tego, że nie mogli mu pomóc. Może problem nie tkwił w tym, że nie mogli, tylko po prostu nie chcieli. Był samotny i porzucony bo wszyscy się od niego odwrócili. Z ledwością unosił powieki, wyczerpany tym trudnym dla niego dniem. Zastanawiał się,  co on takiego zrobił, że rodzice przestali go kochać. Ten wypadek to przecież nie była jego wina. On też w nim ucierpiał i to o wiele bardziej niż oni. Nie dość, że fizycznie to na dodatek psychicznie i w każdy inny możliwy sposób. Tylko oni zamiast mu pomóc wpędzili go w jeszcze większą depresję. 

Po około dwóch godzinach usłyszał trzask drzwi wejściowych. Nie miał siły nawet się zczołgać z  łóżka, więc stwierdził że nie będzię się z niego w ogóle ruszał. Teraz jak wiedział, że wszyscy wrócili do domu spokojnie mógł zapaść w sen. Zastanawiał się jednak, czy któryś z rodziców zawita do jego pokoju żeby zobczyć czy w ogóle żyje. Jednak gdy minuty ulatywały, tak jego nadzieja na to malała. Ciągle słyszał jakieś kroki w domu, ale nikt się nie pofatygował otworzyć jednych drzwi. Zrezygnowany chłopak nie myśląc dłużej o tym, zapadł w upragniony sen. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że rozdział nienajgorszy. Ogólnie nie moge nic poradzić na długość rozdziałów, bo są one już napisane, także przykro mi... 
Dziękuję za komentarze, one naprawde dają motywację i sprawiają radość : ) 

Jeżeli są jakieś osoby, które chciałyby być informowane a nie są, niech napiszą proszę w komentarzu : ) 
Dziękuję i do następnego :D

9/19/2014

Rozdział 3

-I jak wam się podobało?  - usłyszał głos swojego wujka, kiedy szli w stronę samochodu. Obaj nastolatkowie spojrzeli po sobie i się szeroko uśmiechnęli. 

-Żartujesz? To był jeden z najlepszych dni w moim życiu! - krzyknął rozentuzjonowany chłopak, wywołując przy tym śmiech swojego ojca. 

-Dokładnie. - dołączył się Luke. - W ogóle jak udało ci się zdobyć bilety na ten mecz ?

-Wiesz. - zaczął kuzyn Luke'a szeptem - Ojciec ma wtyki tu i tam więc, sam rozumiesz. - powiedział i obaj wybuchli śmiechem, kiedy tory ich myślenia sprowadziły ich na całkiem inną drogę. Luke i James porozumiewali się dosłownie za pomocą telepatii. Nie potrzebowali żadnych słów, żeby się dogadać.

-Ja nie mam pojęcia co was tak śmieszy.

Obudziło go trzaśnięcie drzwiami i czyjeś głosy. Gdy podniósł głowę z poduszki od razu zaczeło razić go słońce do czego nie był przyzwyczajony. Zmrużył oczy i zaczął zastanawiać się, co mogło go obudzić. Niedługo potem usłyszał kroki na schodach, ale połączone z jeszcze jakimś hałasem. Położył głowę z powrotem na poduszkę i ręką sięgnął po słuchawki leżące na szafce nocnej. Wsłuchiwał się w melodie i starał ponownie zasnąć, ale nie było to proste. Po dłuższej chwili zaczęła mu doskwierać suchość w gardle. Nie chciał schodzić do kuchni, bo rodzice od razu zagonili by go do jakiejś pracy,a tego nie chciał. Tego dnia nie miał siły ani ochoty na jakiekolwiek sprzątanie, koszenie traw czy cokolwiek wymyśli jego ojciec. Jednak wiedział, że jakakolwiek ewentualność niezgodzenia się, wiąże się z gniewem ojca. Kiedy już nie mógł dłużej wytrzymać, powoli zwlekł się z łóżka. Ubrał na siebie czarne dresy, ale nie fatygował się żeby choćby sięgnąć po jakąś koszulkę. Wyszedł z pokoju i pocierając jeszcze zmęczone oczy skierował się po schodach w dół. Usłyszał w kuchni czyjąś rozmowę zapewne jego rodziców, ale jednego głosu nie mógł w ogóle rozpoznać. Zszedł do kuchni i z reką przy oczach zastygł w bezruchu. Spojrzał na trzy twarze i nie wiedział, o co tak na prawde chodzi. 

-Luke, to jest Layla. - powiedziała mama chłopaka, wskazując ręką na uśmiechniętą brunetkę. Dziewczyna nie śmiało podeszła do niego z wyciągniętą dłonią, ale chłopak nie odwzajemnił jej gestu. Speszona zabrała dłoń i założyła swoje długie włosy za ucho. 

-Miło cię poznać, Luke. - powiedziała cofając się o kilka kroków. 

-Kto to jest i co ona tutaj robi? - zapytał patrząc z niezrozumieniem na rodziców. Nie chciał być niemiły wobec dziewczyny, ale strzasznie działała mu na nerwy chociaż w jednym pomieszczeniu przebywa z nią około minuty. 

-Luke uspokój się. - powiedział groźnie ojciec. - To jest Layla. Spędzicie tutaj razem te wakacje. 

-Że co?! - krzyknął zszokowany chłopak. Nie tak to wszystko miało wyglądać. - Po co nam jakaś przybłęda?! Ja jej nawet nie znam, skąd wy zeście ją wyczarowali?! 

-Uspokój się! - krzyknął ojciec podchodząc z zaciśniętą pięścią do chłopaka z zamiarem pokazania mu, że ma się opamiętać. W ostatniej chwili jego matka zatrzymała go, żeby nie zrobić złego wrażenia przy dziewczynie. 

-Layla jest z domu dziecka. - powiedziała mama chłopaka. Luke spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, która nie uśmiechała się już tak, jak wcześniej. Teraz chłopak zauważył jak jej oczy nienaturalnie błyszczą, jednak starannie to ukrywała. Jego rodzice nawet tego nie mogli zauważyć, bo byli zbyt ślepi i głupi.

-Po co wam ktoś z domu dziecka? Przecież macie jedno dziecko! Chyba, że po prostu mnie oddajcie. Może wymieńcie?! - powiedział oburzony chłopak. 
Nie czekał nawet na odpowiedź rodziców tylko odrazu skierował się z powrotem do sypialni. Dopiero teraz zauważył walizki w sąsiednim pokoju. Pokręcił z niezrozumieniem głową i wszedł do swojej sypialni trzaskając drzwiami. Oparł się o nie i bezwładnie po nich zsunął. Było oburzony tym, że jego rodzice wzięli jakąś inną osobę z domu dziecka. Teraz był już pewny tego, że po prostu mają go w głębokim poważaniu. Ale była też opcja, że dziewczyne potraktują tak samo jak jego. 
Przymknął lekko oczy żeby opanować nerwy i złość. Nie wiedzieć czemu odrazu ukazał mu się obraz dziewczyny, która teraz pewnie myśli o nim, że jest niezrównoważony psychicznie. Widział te łzy i smutek na jej twarzy, ale nie współczuł jej. Teraz pałał do niej nienawiścią za to, że przez nią jego rodzice jeszcze bardziej go zlekceważą. 

Jego rodzice siłą wyciągnęli go z pokoju. Nie miał zamiaru z niego wychodzić ani z nikim rozmawiać, ale ojciec kazał mu umyć samochód. Z niechęcią wyszedł z pokoju i zgodził się to zrobić. Nie chciał niepotrzebnych awantur, które i tak co chwile się pojawiają. Ucieszył się, kiedy w domu nie zastał dziewczyny. Liczył na to, że może razem z jego mamą poszły gdzieć się przejść albo do pobliskiego małego sklepu. Przeliczył się kiedy zobaczył  je na werandzie. Był zaskoczony i przez to jego i dziewczyny spojrzenia się spotkały. Od razu odwrócił wzrok i podszedł do ojca, który stał przy samochodzie. Było mu trochę głupio pod bacznym spojrzeniem jego rodziców, jednak nie zamierzał nikogo przepraszać, ani z nikim się zaprzyjaźniać. 

-Dlaczego to robicie? - zapytał ojca, patrząc na niego spod ciemnych okularów. Ojciec zlekceważył chłopaka i nie odezwał się ani słowem.- Myślałem, że spędzimy tutaj czas razem w trójkę i odbudujemy nasze dawne relacje. - kontynuował. - Ale jeżeli nie chcecie tego robić, to nie. Ale po co zrobiliście nadzieję tej dziewczynie, jak doskonale wiecie, że nigdy się nie wywiążecie z tego, co jak się domyślam jej obiecaliście. - powiedział, a ojciec obdarzył go zezłoszczonym spojrzeniem. 

-Ty nic nie wiesz dzieciaku. - powiedział doniosłym głosem i wcisnął mu w ręcę wiadro z wodą. Zrobił to z taką siłą, że chłopak na kilkanaście sekund stracił oddech, przez dosyć silny cios w klatkę piersiową. Otworzył oczy, które przez spowodowane cierpienie zamknął, ale ojca już nie było. Westchnął głęboko i powoli zaczął myć samochód. Gdy skończył, wykończony poszedł odnieść wiadro za dom. W między czasie zobaczył sąsiadów u których wczoraj grillowali i z wyjątkową sympatią przywitał się z nimi. Był zdziwiony, kiedy odpowiedzieli mu z wielką niechęcią i osądzającym spojrzeniem. Domyślił się, że rodzice pewnie naopowiadali różnych głupot, kiedy on poszedł do domu. Zrezygnowany poszedł w wyznaczone miejsce. Chłopak schylił się, żeby powkładać do wiaderka różne przybory ogrodnicze.
-Krew ci leci z nadgarstka. - usłyszał głos dziewczyny i od razu się wyprostował. Odwrócił się i mrużąc oczy przez zachodzące słońce, zobaczył ją pocierającą z zimna swoje odkryte ramiona. Momentalnie przypomniał sobie, co dziewczyna mówiła i spojrzał na swoje nadgarstki. Faktycznie jeden był zakrwawiony. Skrzywił się kiedy przycisnął go lekko. 
-Co ci się stało ? - usłyszał jej głos, który zaczynał go już lekko irytować. Dopiero teraz dotarło do chłopaka, że ktoś może domyślić się co jest tego przyczyną.
-Musiałem się skaleczyć, jak myłem samochód.- powiedział, a dziewczyna tylko pokiwała głową, że mu wierzy. Zrozumiał, że to jest pierwszy raz kiedy w ogóle się do niej odezwał. - Ale to chyba nie jest twój interes. - dorzucił. Wyminął ją i skierował się do domu. 

Tym razem nie obyło się bez zabandażowania rany. Nie cieszył się z tego powodu, bo ostatnio kiedy musiał to robić było chłodno i miał ubraną bluze z długim rękawem. Był jednak przekonany, że nikt by się tym nie zainteresował. Ale gdyby tak było, rodzice odrazu wysłali by go do zakładu psychiatrycznego do izolatki. Na szczęście teraz przy kolacji nikt o to nie pytał. Jego rodzice byli bardziej zainteresowani jego współlokatorką. Siedzieli przy stole w jadalni. Każdy ochoczo jadł przyrządzoną przez mamę kolację, ale on tylko grzebał widelcem w talerzu i przysłuchiwał się o czym mówią jego rodzice i jak starają się porozmawiać z Laylą. 

-I jak ci się podoba pokój ? - usłyszał pytanie, które wypłyneło z ust jego rodzicielki.

-Jest wspaniały. Fajnie, że rano po tamtej stronie wschodzi słońce, a popołudniu go tam nie ma i nie nagrzewa pokoju. - powiedziała wesoła - W ogóle to miejsce mi się bardzo podoba. Dziękuję państwu za to, że mam szanse spędzić gdzieś wakację. - powiedziała, a chłopak tylko parsknął śmiechem. 

-Masz jakiś problem ? - zapytał ojciec.

-Nie, nie mam. - powiedział chłopak uśmiechając się pod nosem. Nie miał zamiaru się dzisiaj już z nikim kłócić, więc przemilczał tą kwestię. 

-To dla nas przyjemność. Mam nadzieję, że będzie ci się u nas podobało. - powiedziała Liz. - A jakie masz zainteresowania ? 

-Ogólnie to uwielbiam muzykę. Ale lubię też czytać... nie mam zbyt wielu opcji w domu dziecka. - powiedziała lekko uśmiechając się. Chłopak spojrzał na nią i zaczął się zastanawiać, czemu ona się uśmiecha. Jest w domu dziecka, nie ma rodziców... czemu ona to robi ?

-Tutaj niestety nie mamy żadnych książek. 

-Jakoś przeżyje. - zaśmiała się. Chłopak gwałtownie odsunął krzesło i włożył talerz do zlewu. Bez słowa skierował się do swojego pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi i wziął kolejne tabletki zalecone przez lekarza. Oparł się o komode i przymknął oczy, żeby się uspokoić. Nie wiedział jak wytrzyma z tą wesołą i radosną dziewczyną, która była jego całkowitym przeciwieństwem przez całe wakacje. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że troche rozjaśniło Wam to umysły. Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem. To naprawde bardzo motywuje, więc tutaj też są mile widziane. : ) 

9/15/2014

Rozdział 2

Ubrany w białą koszule, z marynarką w ręku, właśnie wracał do domu po zakończeniu roku szkolnego. Nie mógł uwierzyć, że tak szybko minął. Oglądał świadectwo i kręcił głową z niedowierzaniem. Jego oceny nie były zadowalające. Właściwie to cud, że zdał. Jedynie z matematyki udało mu się nadgonić zaległy materiał i ocena nie przypominała łabędzia. Spodziewał się, że tak to będzie wyglądało i wcale nie był zawiedziony. Nie zależało mu na tym. Powoli doszedł do domu i schodami od razu chciał udać się do swojego pokoju, ale zatrzymała go jego mama.
-Nie pochwalisz się świadectwem ? - zapytała, kiedy kończyła pakowanie. 

-Nie ma czym. - odparł powoli wchodząc do salonu. - A ojca gdzie wywiało ? - zapytał rozglądając się. 

-Pojechał załatwić... pewne sprawy. - powiedziała zainteresowana nagle czymś całkiem innym, co nie umknęło jego uwadze. Nie chciał drążyć tego tematu, więc położył świadestwo na polakierowanym stole i poszedł do swojego pokoju. Przebrał się w letnie ciuchy i z gitarą w ręku oparł się o brązowe biurko w swoim pokoju. Gdy chciał zacząć wygrywać melodie, która przyszła mu do głowy w nocy, usłyszał krzyk ojca. Przewrócił oczami i z torbami zszedł do korytarza. Zrobił jeszcze jeden kurs, żeby zabrać swoją gitarę i zaniósł rzeczy do samochodu. Nie miał ochoty czekać na rodziców, więc odrazu zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Założył słuchawki na uszy i włączył swoją ostatnimi czasy, ulubioną playliste. Założył okulary słoneczne i oparł głowę o zagłówek. Spoglądając przez okno zauważył swoich byłych znajomych. Szli środkiem ulicy śmiejąc się i doskonale bawiąc. Zastanawiał się jakby to było, gdyby. Robił to za często. Ale już nic nigdy nie będzie takie samo. Oni już nie będą jego znajomymi, o ile w ogóle takowych będzie miał. Ciągle w głowie słyszy te dogadywania z ich strony. Dzisiaj i ogólnie przez ostatni czas. 

-Luke, zapomniałeś tabletek. - powiedziała jego mama wsiadając do samochodu. Rzuciła je na tylne siedzenie, a on tylko przewrócił oczami. Rodzice zrobili z niego wariata. Oni naprawde myślą, że on jest chory psychicznie? Nie mógł pojąć tego, że oni są aż tak bardzo niedomyślni.
Przez całą drogę jego rodzice się do niego nie odezwali, ani on nie odezwal się do nich. Gdy dojechali na miejsce, zanieśli wszystkie bagaże do domku. Na Luke'u nie zrobił on aż tak wielkiego wrażenia, kiedy rodzice go oprowadzali. Dom jak dom. Był duży, jedno piętrowy z balkonem. Na dole sypialnia, łazienka i salon połączony z kuchnią. Na górze dwie sypialnie i również łazienka. Rozglądając się po pomieszczeniach przyszło mu do głowy, skąd jego rodzice mieli na to środki. Widocznie ojciec nie zarabia wcale tak mało jak mówił. 

Po namowach rodziców, musiał iść się rozpakować. Z niechęcią poszedł do swojej tymczasowej sypialni. Była ona większa niż w mieszkaniu w mieście i jak dla niego zbyt kolorowa. Wpadało tutaj za dużo słońca, a w połączeniu z tym połyskującym drewnem panowała tutaj zbyt radosna atmosfera. 

Wypakowanie wszystkich ubrań i rzeczy do szaf zajęło mu nieco ponad godzinę, przez tak mozolną pracę. W ciągu reszty dnia nie miał chwili wytchnienia, bo rodzice ciągle coś od niego chcieli, do czegoś go potrzebowali. Jedyne na co miał ochotę, to pójść wypróbować ten o dziwo ładny pomost i pograć na gitarze. Jak na razie na to się nie zapowiadało...

-Dzisiaj sąsiedzi zaprosili nas na grila. Bardzo chcą cię poznać. - powiedziała mama z lekkim uśmiechem. Z niezadowoleniem spojrzał w trzymaną szklankę, tak żeby rodzice nie dostrzegli jego miny. 

-No tak, bo was już znają. Przecież musieliście tu bardzo często przyjeżdżać. - ,,Kiedy ja was potrzebowałem" Dokończył w myślach. Dopiero teraz zdał sobie sprawe, jak często musieli tu przebywać jego rodzice. 

-NIe zaczynaj znowu. - powiedział ojciec. - Dobra to chodźmy. Mieliśmy tam iść na 20:00, a już jest chwile po przez to, że się tak ociągałeś ze wszystkim. - dokończył ojciec. Luke zaczął się zastanawiać, ile czasu zajęłoby jego ojcu zrobienie tych wszystkich rzeczy, które kazali mu zrobić. Wyszli z domku i juz za chwilę byli na podwórku sąsiadów. Mieli zaledwie kilka kroków do ich posesji. 

-Karen, poznaj naszego syna Luke'a. - powiedział ojciec. Jego mina dokładnie mówiła, że chłopak ma się zachowywać "normalnie" bo inaczej będzie z nim źle. 

-Miło cię poznać Luke. - powiedziala podając z uśmiechem dłoń. 

-Mi panią również. -skierował się do niej siląc się na to samo, choć było mu ciężko, zważając na to, że dawno tego nie robił. 

-To jest mój mąż Matt. - powiedziała, a mężczyzna również uścisnął dłoń chłopaka, jednak gdy spojrzał na nadgarstek blondyna , jego mina odrazu zrzedła. Luke również to zauważył, ale liczył na to, że bransoletki chociaż trochę mu pomogły i nie zdemaskowały jego słabości.

-No dobra, to zajmijmy miejsca bo to co już gotowe, wystygnie. - odwrócił się pan Matt klaszcząc ochoczo w dłonie. Wymienił jeszcze jedno spojrzenie z chłopakiem i również ruszył na taras. 

Atmosfera przy wiklinowym stole była wręcz imprezowa, ale chłopak nie bawił się zbyt dobrze. Nie rozumiał dlaczego rodzice kazali siedzieć mu tu na siłe. Było już długo po  23, ale nic nie wskazywało na to, że ten grill ma się skończyć. Wszyscy żartowali, śmiali się, a jedynym zajęciem chłopaka było odganianie komarów, które przylatywały do zapalonych, wiszących lamp. Przez chwile miał czas, żeby zastanowić się nad sensem jego pobytu tutaj przez całe wakacje. Teraz uważał, że to nie był aż taki zły pomysł. Liczył, że może rodzice poświęcą mu więcej czasu i znowu będą normalną rodziną. A jak wyjadą to będzie miał mnóstwo czasu, żeby zregenerować siły przed nowym rokiem szkolnym . Omal nie spadł z krzesła, kiedy ktoś ze zgromadzonych  zwrócił się do niego bezpośrednio. 

-Ile tak w ogóle masz lat, Luke ? - zapytała pani Karen, co od razu spotkało się z krzywym spojrzeniem jej męża. - No co ?! - oburzyła się - Chłopak  siedzi, się nudzi, to chociaz z nim chwile pogadamy. 

-16 lipca osiemnaście. - powiedział kołysząc się lekko na krześle.

-Oooo to juz prawie dorosły chłopak. - uśmiechnęła się. 

-Ale zachowuje się jak rozkapryszony gówniarz. - zaprzeczył ojciec chłopaka.

-Proszę cię... przestań. - zaczęłą uspokajać go matka chłopaka, ale Luke już wiedział czym to się skończy.

-Oj Liz nie uspokajaj mnie. Doskonale wiesz, że tak jest. Gdyby podszedł do całej sprawy poważnie, wszystko byłoby inne. Zniszczył sobie życie na własne życzenie. - dokończył swój wywód ojciec. 

-Gdybyście dojrzeli do roli rodziców, może potrafilibyście sprostać problemom z nastoletnim dzieckiem. Wiek to tylko liczba, a inteligencja to druga sprawa. - Powiedział wstając od stołu. - Dziękuje państwu za zaproszenie. - uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę domu. Doskonale wiedział, że oberwie mu się za to, co powiedział do swoich rodziców, ale miał już dosyć tego, że ciągle wszystko zwalali na niego. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc to jest rozdział drugi, mam nadzieję, że Was nie zniechęciłam nim. Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa pod ostatnim rozdziałem i na tt. To naprawde wiele znaczy dla kogoś, kto jest tak mało pewny siebie hah :D Chciałam tylko zaznaczyć, że postać Luke'a wykreowana jest przeze mnie i jest on dokładnie taki, jaki chciałam żeby był :) 

Jako że dzisiaj się okazało, że wspaniały Ed zawita do Polski, chciałam napisac, że to opowiadanie powstało własnie dzięki niemu, bo rozdziały pisałam tylko i wyłącznie przy jego piosenkach : ) 

Bardzo proszę o opinie, bo to ważne dla mnie. Osoby, które chciałyby być informowane o rozdziałach, niech napiszą proszę w komentarzu :) 

Dziękuję i do następnego wpisu :)

9/14/2014

Rozdział 1

Leżał  w swoim pokoju z gitarą na kolanach i kolejny raz komponował jeden z tych dołujących i dobijających utworów. Tego dnia nie szło mu to najlepiej, gdyż ciągle zastanawiał się, co znów wymyślą jego rodzice. Kolejny raz wymyślali nieudolne pomysły, co zrobić żeby był szczęśliwy. Westchnął zrezygnowany i spojrzał w okno, które było zasłonięte jedną z najciemniejszych  rolet. Przez maleńką szparę wlatywał dosłownie jeden promyk słońca.Ponownie szarpnął za struny gitary, kiedy do pokoju zapukała jego mama. Gdy usłyszał, że coś do niego mówi, odwrócił wzrok w jej strone. 

-Możesz przyjść do salonu? Chcielibyśmy z ojcem z tobą porozmawiać. - powiedziała. Skinął tylko lekko głową, a ona z niezadowoleniem wyszła z pokoju. 
Jego rodzice doskonale wiedzieli, że kiedy coś odpowiedział można to było uznać za święto. Ale to głównie oni do tego doprowadzili. Z niechęcią odłożył gitarę na bok i poprawiając swoje rozczochrane blond włosy, wyszedł z pokoju. Przy  stole siedzieli już jego rodzice, czekając na niego. Usiadł na wolnym krześle na przeciwko nich i czekał aż zaczną kolejny raz się wywodzić na jego temat.

-Słuchaj synu - zaczął jego ojciec, a on spuścił wzrok na swoje splecione palce. - Jutro, tuż po zakończeniu roku szkolnego, wyjeżdżamy. - Usłyszał i odrazu zadarł głowę do góry.
 To jedno zdanie wywołało u niego mnóstwo sprzecznych emocji. Obawiał się, że to usłyszy i będzie musiał zmierzyć się z kolejną dla niego, przeszkodą w swoim życiu. 

-Wyjeżdżamy? Gdzie? - zapytał uważnie przyglądając się rodzicom. 

-Razem z ojcem kupiliśmy domek nad jeziorem. - powiedziała spokojnie mama. Osłupiały zaczął zadawać pytania jakby strzelał z karabinu maszynowego, a rodzice starali się na nie odpowiadać.

-Kupiliśmy go już naprawde dawno. Od początku plan był taki, żebyśmy pojechali tam w te wakacje. Stwierdziliśmy, że my pojedziemy tam na półtora tygodnia... a ty zostaniesz tam do końca wakacji. - powiedziała niepewnie mama. 
Chłopak popatrzał osłupiały na rodziców, jednak po chwili na jego  twarzy zagościł wścibski uśmiech. Pokręcił z niedowierzaniem głową i przeczesał ręką swoje włosy.

-No jasne... wy chcecie się mnie po prostu pozbyć i nie zaprzeczajcie bo ja doskonale o tym wiem. - powiedział ze złością w głosie.

-Posłuchaj nas. - powiedział ojciec wymachując mu ręką przed twarzą. - My nie mamy cię dosyć ani nie chcemy się ciebie pozbyć. Po prostu chcemy żebyś odpoczął od tego całego szumu. Potrzebujesz tego. - powiedział niby przekonująco, ale blondyna to nie przekonało. 

-Ale ja moge odpoczywać w domu! - uniósł się. - A nie, że wy mnie wywieziecie nie wiadomo gdzie i co ja tam niby będę miał robić?! - zapytał z nieukrywalnym oburzeniem.

-Będziesz miał zajęcia. Podwórko jest naprawde wielkie, jest miejsce na rozwieszenie siatki, żeby grac w siatkówkę. Jest też mini boisko do koszykówki. Za domkiem jest odrazu jezioro z pomostem, możesz popływać... - mówiła mama, ale dla niego te argumenty nie były jakoś specjalnie przekonujące. - Nie będziesz odcięty od świata, bo są tam normalnie inni ludzie przecież. Luke... - powiedziała dotykając jego dłoni leżącej na stole, ale  ją odrazu zabrał. 
Spojrzał zszokowany na matke, a ona z zawiedzioną miną spuściła głowę w dół. Chłopak nie był przygotowany na taki gest z jej strony, zważając na to, że rodzice od ok. 6 miesięcy nie okazywali mu żadnego uczucia. 

-To nie podlega żadnej dyskusji. - powiedział ojciec wstając od stołu. - Jutro po południu wyjeżdżamy, więc możesz odrazu iść się spakować. Na dwa miesiące. 

Luke z naburmuszoną miną wstał z miejsca i poszedł do swojego  ciemnego pokoju. Zanim zamknął drzwi zdążył jeszcze usłyszeć przypomnienie od matki, o jutrzejszej porannej wizycie u psychiatry. Zatrzasnął za sobą drzwi i zrezygnowany padł na swoje łóżku. Słyszał to codziennie. Od pół roku rodzice zmuszają go żeby chodził na terapie. Ale on nie uważa żeby było z nim coś nie tak. Mu po prostu była potrzebna pomoc, ale nie w postaci tabletek, które musi brać i faceta który gada jakieś farmazony. 
Obrócił się na plecy i zaczął zastanawiać się, jak to się stało, że wszystko się tak potoczyło. Jedno wydarzenie, zmieniło jego całe życie. Całe runęło w gruzach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak więc jest to pierwszy rozdział. Z przykrością informuję, że rozdziały, szczególnie te pierwsze, nie będą raczej zbyt długie, niestety tak wyszło. Mam nadzieję, że ten nie był najgorszy i zachęcił Was do dalszego czytania :) 

Bardzo proszę o jakąkolwiek opinie, bo nie jestem pewna co do tego bloga, a to mi pomoże. Dziękuję osobą, które przeczytały i do następnego wpisu. :)

Przywitanie

Cześć wszystkim! Nie ukrywam, że jestem strasznie zdenerwowana w tym momencie, bo jest to mój pierwszy blog. Będę tu publikowała opowiadanie o Luke'u z 5SOS, na które wpadłam, kiedy nie za bardzo chciało mi się uczyć do egzaminów :) Jest to zwykła historia o dwóch nastolatkach, o miłości... Nic specjalnego, ale może własnie Ciebie zaciekawi :) Jeżeli byłbyś zainteresowany czytaniem tego amatorskiego ff, serdecznie zapraszam. : ) Rozdział pierwszy powinien pojawić się lada chwila. Jeżeli właśnie Ty chciałbyś być informowany o rozdziałach, napisz proszę w komentarzu. :)